Ostatanie dni Wawrzyńca Żuławskiego
Góry potrafią być straszliwie nieubłagalne, a mimo to nadal mam jakiś bardzo osobisty stosunek do Mont Banc, do tych wielkich, pustych płaszczyzn śnieżnych, do nie końączych się szerokich grzbietów, pokrytych gdzieniegdzie zielonkawym lodem. Nie mam nawet – mimo wszystko – żalu za okrucieństwo , z jakim pochłania ludzi zagubionych w tych przestrzeniach podczas niepogody, za dziesiątki ofiar, których ciał nawet nie znaleziono, tak jak być może nie odnajdzie się nigdy ciał Grońskiego i towarzyszy.
(Wawrzyniec Żuławski, list do ZAIKS-u z szesnastego sierpnia 1957)
Sylvain Jouty, Thierry Fagard, Jean Affanassief i Andrzej Mróz na jednym z kempingów w Bossons, prawdopodobnie na terenie COB – Club Olympique de Billancourt, archiwum autora
Latem 1957 roku w Chamonix pojawia się liczna grupa polskich alpinistów, praktycznie cała czołówka wspinaczkowa, żeby nie powiedzieć : polska alpinistyczna śmietanka. Polacy rozbijają namioty na dwóch oddzielnych « dzikich kempingach » (dzięki pomocy nieodżałowanego Teddiego Wowkonowicza) : Pierre d'Orthaz (lub Pole Snella – Snell's Field) i w Bossons na terenie GUMS (Groupe Universitaire de Montagne et de Ski).
Snell's Field został oddany do dyspozycji alpinistów przez ówczesnego właściciela sklepu Donalda Snella (1928-1994) stając się szybko francuskim odpowiednikiem Camp 4 w Yosemite. Snell Sports świętuje w tym roku dziewięćdziesiątą rocznicę powstania. Od lat sześdziesiątych przedsiębiorstwo to stało się jednym z najpopularniejszych miejsc odwiedzanych przez wspinaczy. Ze Snellem związanych jest wiele anegdot, jaak na przykład zawody wspinaczkowe na fasadzie, w których uczestniczyli między innymi Hemming, Harlin i Fulton. Wspinacze byli po kilku piwach i naruszyli nieznacznie fasadę bo odpadło kilka desek. Donald Snell nie złożył jednak skargi.
Drugim mitycznym miejsce w Chamonix był bar Le National, w którym spotykali się przy piwie wspinacze z całego świata. Obecnie ten lokal nie ma nic wspólnego z dawną atmosferą.
Chamonix 1963 : ekipa Harlina po pierwszym przejściu południowej ściany Fou. Znany Polakom dziki kemping w Biollay koło cmentarza. Na pierwszym planie Zoe – syn Joe Browna i dzieci Harlina : Andrea i Johnny. Siedzą : Tom Frost, Gary Hemming, Steward Fulton i John Harlin II © Marylin Harlin
Droga autora : « Grâce à Snell », 6a, na La Joux w pobliżu Les Grassonets (Chamonix) © Piotr Paćkowski
Pierwszy polski obóz nazwano France I (kierownik Stanisław Groński - Mojżesz), drugi przyjął nazwę Frace II (kierownik Ryszard Wiktor Schramm).
Tego lata pojawił się także w Chamonix Wawrzyniec Żuławski lecz z różnych powodów, jak napisał w Taterniku Ryszard Wiktor Schramm, nie myślał o sukcesach osobistych. Tym razem był raczej opiekunem i doradcą polskich alpinistów.
Tego roku lato było wybitnie pechowe. Na Aiguille Verte zespół Jerzy Mitkiewicz, Marek Stefański i Andrzej Wilczkowski miał problemy podczas załamania pogody. Zorganizowano akcję poszukiwawczą z udziałem francuskich ratowników.
11 sierpnia - niepokój wzrasta w polskim środowisku gdyż nie ma żadnych wieści o zespole Grońskiego, który wybrał się z Jugosłowianami, Draganem Tekičem et Draganem Stanicevičem, na Mont Blanc trawersem przez Mont Blanc du Tacul i Mont Maudit. Alpiniści wyruszyli nocą ósmego sierpnia ze starego schronu pod południową ścianą Aiguille du Midi w pobliżu schroniska Cosmiques. Według Schramma (Taternik 4/1959) Groński był w nienajlepszej formie, poza tym Jugosłowienie nie posiadali wysokogórskiego doświadczenia. Przy dobrej pogodzie drogę trawersem na Mont Blanc można zrobić spokojnie w ciągu dnia a zejście przez Grands Mulets nie powinno zająć nie więcej niż kilka godzin.
Trzeci Jugosłowianin (Marucič) obecny w Chamonix prosi francuskie służby ratownicze o rozpoczęcie akcji. Francuzi akceptują, prawdopodobnie by poprawić złą opinię, która krąży w okolicy po nieudanej i kompromitującej akcji z ubiegłego roku (afera Henry - Vincendon).
W polskich obozach sprawa jest jasna : tylko Żuławski nadaje się na kierownika akcji ratowniczej ze względu na wielkie doświadczenie alpinistyczne i ratownicze. Poza tym mówi po francusku co jest ważne podczas rozmów z Francuzami.
12 sierpnia
Lucien Bérardini, przyjaciel polskich alpinistów, Jan Długosz (przyszły członek Groupe de Haute Montagne) i Żuławski decydują o rozpoczęciu akcji ratowniczej następnego dnia. Jednocześnie pojawia się iskierka nadziei. Jeden z francuskich przyjaciół z GUMS, Marc Leput, spotkał Grońskiego w starym schronie. Mojżesz mówił mu, że w przypadku złej pogody zmieni trasę poprzez schronisko Torino. To nadzieja, która mogłaby wytłumaczyć podejrzanie długą nieobecność zaginionego zespołu.
13 sierpnia
Ekipa Wilczkowskiego powraca do Chamonix po kilku dniach przygód.
14 sierpnia
Bérardini i Długosz z ośmioma alpinistami z obozu France II udają się w kierunku blaszanego schronu Vallot. Jednocześnie rekonesans lotniczy nie daje rezultatów. Ani śladu zaginionego zespołu. Zauważono wyłącznie wielkie lawiny na zboczach Mont Banc du Tacul i Mont Maudit. . Alpiniści prowadzą bezskuteczne dochodzenia we wszystkich okolicznych schroniskach.
Ze względu na złe warunki pogodowe i dla ograniczenia wydatków Bérardini i Długosz udają się we dwójkę w kierunku schroniska Goûter nakazując pozostałym członkom wyprawy powrót do Chamonix. Dotarwszy do schronu Vallota Berardini i Długosz wspinają się granią w kierunku szczytu Mont Blanc lecz nie natrafiają na jakikolwiek ślad.
15 sierpnia
Narada robocza w siedzibie EHM (Szkoła Wysokogórska – École de Haute Montagne, dzisiaj EMHM – Wojskowa Szkoła Wysokogórska). Brali w niej udział :major Le Gall, Charles Germain, Żuławski i trzeci Jugosłowianin – Marucič. Pada decyzja : w kierunku Mont Blanc wybiorą się dwie grupy. Pierwsza trawersem (instruktorzy EHM i trzech polskich alpinistów), druga przez Grands Mulets w kierunku Plateau (sześciu polskich wspinaczy z Żuławskim na czele).
16 sierpnia
Pogoda jest nadal beznadziejna. Wszyscy schodzą do Chamonix. Francuzi myślą poważnie o zaprzestaniu poszukiwań gdyż po ośmiu dniach nie ma szansy na znalezienie żywych alpinistów. Ratownicy myślą, że zaginiona ekipa miała poważny problem w okolicy Mont Maudit. Jednocześnie pojawiają się liczne plotki na temat tragedii rozprzestrzeniane przez lokalną prasę (Dauphiné Libéré). Niektóre z nich dochodzą nawet do Polski podsycając polemiki pod strzechami.
17 sierpnia
Poprawa pogody. Przed południem zostaje zorganizowana druga narada robocza. Biorą w niej udział ratownicy z EHM, Gendarmerie Nationale i polscy alpiniści. Wszyscy opowiadają się za przerwaniu akcji ratowniczej. Zostaje podpisany oficjalny protokół. Wzajemne podziękowania za wysiłek i ofiarność.
Jednocześnie Charles Germain informuje wszystkich obecnych, iż otrzymał carte blanche od majora Yvesa Le Gall na wypadek gdyby pogoda się poważnie polepszyła. W tym wypadku można byłoby wysłać kilku ratowników trawersem przez Mont Blanc du Tacul w kierunku schronu Vallot. Tak też się stało. Tego samego dnia czterech wojskowych z EHM (Germain, Novel, Minster i Vacher) i czterech polskich alpinistów ( Żuła wski, Biel, Utracki i Warteresiewicz) udaje się do schroniska Cosmiques. Trzech pierwszych polskich ratowników to przyszli członkowie Groupe de Haute Montagne. Żuławski został przyjęty prawdopodobnie już latem 1955 roku (brak szczegółów w archiwach GHM). Biel i Utracki zostali przyjęci do Grupy w 1960 roku.
.
Trawers przez Mont Blanc du Tacul i Mont Maudit - ostatnia droga Wawrzyńca Żuławskiego © Piotr Paćkowski
18 sierpnia
Francusko-polska ekipa ratownicza opuszcza schronisko Cosmiques o 2.45. Wiążą się dopiero pod ścianą. Francuzi narzucają ostre tempo. Alpiniści wspinają się ukośnie prawą częścią ściany. Prowadzi zespół Minster-Vacher, za nimi wspinają się Germain-Novel. Utracki-Warteresiewicz oraz Biel-Żuławski zamykają karawanę. Mają małe opóźnienie – około dziesięciu minut. Według Schramma tego dnia Żuławski nie był w najlepszej formie. O 4.30 Francuzi zatrzymują się zmęczeni szybkim tempem wspinaczki. Utracki i Warteresiewicz przejmują prowadzenie.
O 4.50 schodzi lawina południowym żebrem na prawo od zespołu Germain-Minster, prosto na Biela i Żuławskiego, którzy zostali porwani przez bezlitosny żywioł. Po dzisięciu metrach lotu osiągają point final, szelinę lodową. Biel odpadł ściągnięty przez Żuławskiego i dosłownie przeleciał nad szczeliną (3-4 metry szerokości) lądując na jej lewym brzegu. Bryły lodu szybko wypełniły miejsce pochówku Żuławskiego.
Taternik 4/1959, Przed wyjściem na akcję po Grońskiego. Od Lewej : Czesław Momatiuk, Ryszard Wiktor Schramm, Stanisław Worwa, Wawrzyniec Żuławski, Marian Bała, Adam Bilczewski i Roman Śledziewski © Taternik 4/1959
Taternik 4/1959 : MB – Mont Blanc, MM – Monta Maudit, MBT – Monta Blanc du Tacul TDT -Traiangle du Tacul.1. Utracki-Warteresiewicz 2. Germain-Minster 3. Seraki 4. Biel- Żuławski
Od lewej do prawej ; Czesław Momatiuk, Jan Długosz, Stanisław Biel i Jan Mostowski pod Eigerem © Czesław Momatiuk
Biel na skutek lotu towarzysza został praktycznie przecięty liną na wysokości bioder, doznając poważnych obrażeń wewnętrznych (jelita i wątroba). Germain i Minster pojawiają natychmiast przy ofiarze. Żuławski zmarł natychmiast zostając przysypany lodem i śniegiem na głębokości piętnastu metrów. Ze względu na nadruszone seraki i śnieg nie było żasnej szansy odkopania alpinisty.
Biel został szybko ewakuowany na Col du Midi. Pomoc przylatuje z Chamonix. Ranny Biel zostaje przetransportowany do szpitala w Chamonix o 8.30. Konieczne są liczne transfuzje oraz poważna operacja.
Konsul PRL; J. Polak, pojawia się w Chamonix polecając lekarzom opiekę nad Bielem.
Bielem zajmuje się także Tadeusz Wowkonowicz - « Teddy », Polak mieszkający w Les Praz de Chamonix, nazwany ambasadorem polskiego sportu w Chamonix w związku z licznymi przysługami oddanymi polskim alpinistom i narciarzom. Teddy był wybitnym narciarzem.
Józef Nyka (członek du GHM) napisał : « Bez Tedd'ego nasz alpinizm nie istniałby w Chamonix. »
Teddy 1912 - 2005 (Lwów - Chamonix)
Wowkonowicz Załatwił wielkie zniżki na kolejki linowe i sprzęt wspinaczkowy w sklepach jak Snell czy Sanglard. Dzięki Wowkonowiczowi polscy alpiniści mogli koczować na dzikich kempingach w Biollay i Pierre d'Orthaz. Teddy wiedział w jakich warunkach Polacy żyli i wspinali się w Chamonix.. Teddy zmarł 13 kwietnia, kilka dni po śmierci Jana Pawła II.
Wowkonowicz dotarł do Francji po klęsce wrześnowej, walczył we Francji (Croix de Guerre). W Polsce otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Teddy nigdy nie poprosił o francuskie obywatelstwo, po wojnie nigdy nie przyjechał do kraju.
Hołdy
Wawrzyniec Żuławski był postacią szanowaną w Chamonix będąc przyjacielem burmistrza miasta Paula Payota, i Lucien Deviesa byłego prezesa GHM, oraz innych osobistości.
Pwszym hołdem dla alpinisty było zrzucenie do szczeliny lodowej z samolotu bukietu goździków w polskich barwach i z polską ziemią. Dokonał tego Firmin Guiron (prezes Aéro-club du Mont Blanc) drugiego listopada 1957 roku. Uroczystość została zorganizowana przez franuską Polonię
Wawa został uhonorowny trzema tablicami : pierwsza na cmentarzu w Chamonix w sierpniu 1958 w pierwszą rocznicę tragedii. Druga w sierpniu 1959 na Symbolicznym cmentarzu pod Osterwą. Trzecia tablica wisi od 1967 roku na domu przy ulicy Mochnackiego w Warszawie gdzie mieszkał. alpinista. W wielu polskich miastach znajdują się ulice Żuławskiego.
Dom Pracy Twórczej ZAIKS-u w Zakopanem nosi imię kompozytora.
W latach 90-tych wiolonczelista włoski, Francesko Bertoletti – profesor Konserwatorium w Genewie, zorganizował konkurs muzyczny imienia Żuławskiego. Bertoletti zauważył na cmentarzu tablicę Żuławskiego i przekonał merostwo, które ufundowało nagrodę - (Prix Żuławski). Obecnie konkurs już nie istnieje.
W latach 60-tych GOPR ochrzcił pseudonimem alpinisty swą stacjonarną radiostację (Wawa) używaną przez lata.
Cmentarz w Chamonix 18 sierpnia 1958. W pierwszym rzędzie od lewej : Jerzy Jurandot, Paul Payot, Lucien Devies i Tadeusz Wowkonowicz. Z prawej Strony : matka Kazimiera i Brat Marek © Taternik 4/1959.
Ceremonia w Chamonix
W rok po tragedii ZAIKS ufundował kompozytorowi tablicę pamiątkową z tekstem w języku francuskim. Pojawiło się na niej imię Laurent będące kalką językową z łacińskiego słowa wawrzyn.
Jak napisał w Taterniku Jerzy Jurandot (prezes Zaiksu) tego dnia cmentarz w Chamonix był wypełniony po brzegi. Przybyli liczni przyjaciele alpinisty, urzędnicy gminy oraz mieszkańcy Chamonix i pobliskich wiosek. Jurandot odsłonił tablicę.
Pod tablicą drewniane podium, zbudowane przez Wowkonowicza, zasłane był wieńcami i kwiatami. Wieńce przysłali ambasador i konsul PRL w Lyonie, burmistrz Chamonix, Paul Payot oraz Lucien Devies ze strony Club Alpin Français. Wieniec złożył także René Jouglet w imieniu Międzynarodowego Związku Artystów i Kompozytorów.
Przemówienia wygłosili Jerzy Jurandot, Paul Payot, René Jouglet i Lucien Devies. Ten ostatni opiekował się Żuławskim po jego wypadku na Sentinelle Rouge. Podczas swego przemówienia Devies był bardzo wzruszony i mówił łamanym głosem.
Teddy z Ryszardem Zawadzkim w Chamonix w 1965 roku © Fundacja Himalaizmu Polskiego im. Andrzeja Zawady
Tablica w Warszawie na rogu ulic Mochnackiego i Uniwersyteckiej ;© Autorstwa Mateusz Opasiński - Praca własna, CC
Konkluzja
Po tragedii rozpoczęły się pod strzechami liczne polemiki, także w Polsce. Niektórzy oskarżali nawet ratowników o spowodowanie wypadku.
Polemiki są zbędne. Żuławski poszedł na akcję tak jak Klimek Bachleda, zgodnie ze swymi przekonaniami.Tak jak polscy himalaiści z K2, jak międzynarodowa ekipa poszła ratować Cortiego na Eigerze, jak Gary Hemming, za którym poszłi inni by ratować Niemców na Petit Dru (Hermann Schroddel i Heinz Ranich).
Gary przerwał swój pobyt we Włoszech gdy dowiedział się o Niemcach. Po akcji René Desmaison został wykluczony z Compagnie des Guides de Chamonix. Hemming został niechcąco bohaterem.
Polscy himalaiści stracili prawdopodobnie K2, Wielicki zdawał sobie z pewnością sprawę z tego ryzyka. Dlatego wymyśliłem i popchnąłem dla nich sprawę Legii honorowej, no i udało się. Dużo pomógł Pierra Mazeaud (tragedia na Frêneyu, 1961).
Spytałem się : Pierre dlaczego to robisz ? Mazeau odpowiedział drzącym głosem : « Długo czekałem na pomoc, wiem co to jest ! Straciłem wtedy czterech przyjaciół. Poza tym miałem kilku przyjaciół-Polaków . »
Kiedyś robiłem wywiad z Desmaisonem, spytałem więc : Dlaczego poszedłeś na Dru po Niemców ? René odpowiedział krótko : « Trzeba było iść, więc poszliśmy ! »
1966 Petit Dru, akcja ratownicza. Guillot, Gary Hemming, Schroddel i Ranich. ©Paris Match/René Desmaison
Marek, brat Żuławskiego, napisał w Taterniku :
« Katastrofa, która nastąpiła w sierpniu, została właśnie spowodowana tym niezależnym od człowieka czynnikiem. [Wcześniej Wawrzyniec pisał bratu o niebezpieczeństwach obiektywnych] Wawrzyniec poszedł na tę ostatnią wyprawę, aby spotkać swój los – z poczucia obowiązku wobec zaginionych towarzyszy. Poszedł – bo taka była jego górska moralność. »
Starszy brat zmarłego, Juliusz, napisał : « Myślę tylko nad dziwnym losem czlowieka, który nigdy w katastrofach górskich nie opuszczał ani żywych, ani umarłych, a gdy sam przywalony lawiną legł na dnie szczeliny lodowej – jego grób nie doczekał się ze strony towarzyszy nawet próby rekonesansu.»
Jerzy Pierzchała, dawny partner Żuławskiego, przyjechał do Chamonix z zagranicy w przedzień tragedii. Mieli się spotkać w niedzielę. Pierzchała napisał w Taterniku : « Jutro nigdy nie przyszło. Nieoczekiwanie, wbrew powziětym planom, wbrew własnej opinii, mimo próśb kolegów, Wawrzyniec wyjechał w sobotę po południu na Col du Midi, spróbować raz jeszcze. Następnego dnia Chamonix zostało naprawdę wstrząśnięte nową tragedią alpejską, jakże dramatyczną w przebiegu i okolicznościach. W hotelu czekały na Żuławskiego dwie depesze proszące o odpowiedź, że zdrowy i cały... Nie spotkamy się już, Druhu mój serdeczny, w Twych prawdziwych, wspaniałych górach. I wiesz, jakoś postarzałem się nagle, bardzo. »
Les Tines 2005, Gilles Bodin - uczestnik akcji na Petit Dru podczas wywiadu u autora © Piotr Paćkowski
Co więcej można dodać ? Te trzy świadectwa wszystko już wyraziły. Oczywiście nie znałem Żuławskiego, miałem dwa lata gdy zginął. Czasami wydaje mi się, iż w jakiś sposób poznałm Jego ducha, może przez Jego książki, szczególnie « Tragedie tatrzańskie » , które przekazały nam, mnie i mojemu bratu, wspaniale magiczną i jednocześ mroczną pasję wspinania. To właśnie ten dar, który posiadał Żuławski. Podobny efekt wywołał u mnie film « Wielki błękit » który dosłownie zaraził tysiące ludzi do nurkowania na bezdechu.
To chyba na tym polega prawdziwy mistycyzm przez kontakt z kimś kogo już nie ma. Inni, jak nasz narodowy Kurtyka ściemniają ludzi mistycyzmem gór, fałszywym mistycyzmem, gdyż, mimo wszystko góry pozostają tylko materią, nawet gdy uwielbiamy wspinaczkę.
Mimo iż jesteśmy w 2024 roku, to gnębi mnie pytanie : Żuławski przeczuwał co się stanie osiemnastego sierpnia ? Można tak sądzić czytając jego list, którym zaczyna się ten artykuł. Trudno powiedzieć. Nawet gdyby coś przeczuwał to zwyciężyła wierność ideałom. Tak jak końcowy werset Pana Cogito, napisany w innym kontekście - « Bądź wierny Idź ». Według Jerzego Jurandota najpierw przyszła wiadomość o śmierci, list dotarł kilka dni później.
Z czwórki na zdjęciu przeżył tylko Mazeaud. 8 lipca 1961, schron La Fourche w przeddzień tragedii na Frêneyu. Od lewej : Pierre Mazeaud, Robert Guillaume. Wyżej : Antoine Vieille i Pierre Kohlman © Collection Mazeaud
Wawrzyniec Żuławski-ratownik nie był członkiem TOPR-u lecz znał prawdopodobnie przysięgę, która obowiązuje do dzisiaj.
Ślubowanie ratowników pióra Mariusza Zaruskiego
Ja niżej podpisany (…) w obecności Naczelnika Straży Ratunkowej w.p.(...) oraz świadka w.p.(...) dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów jestem, na każde wezwanie Naczelnika lub jego Zastępcy - bez względu na porę roku, dnia i stan pogody - stawie się w oznaczonym miejscu i godzinie odpowiednio na wyprawę zaopatrzony i udam się w góry według marszruty i wskazań Naczelnika lub jego Zastępcy w celu poszukiwań zaginionego i niesienia mu pomocy. Postanowienia statutu Pogotowia i regulaminu dla członków czynnych będę wykonywał ściśle, jak również rozkazy Naczelnika, jego Zastępcy i Kierowników Oddziałów. Obowiązki swe pełnił będę sumiennie i gorliwie, pamiętając, że od mego postępowania zależnem być może życie ludzkie. W zupełnej świadomości przyjętych na się trudnych obowiązków i na znak dobrej swej woli powyższe przyrzeczenie przez podanie ręki Naczelnikowi potwierdzam.
(Ze statutu TOPR, domena publiczna)
Ci sami co poprzednio przed tragedią. Niesamowity entuzjazm. Dla niektórych były to ostatnie chwile radości. Z włoskiej strony zginął na Frêneyu Andrea Oggioni. Ocaleli tylko Roberto Gallieni i Walter Bonatti © Mazeaud Collection
Kryształwe Góry
John Harlin II był jednym z nielicznych alpinistów, którzy dobrze, jak na wojskowego, władał piórem. Amerykanin wiele nie napisał lecz jego górskie relacje były niekonwencjonalne, często czuć w nichc było lekki zapach poezji. Po pierwszym przejściu południowej ścianie Aiguille du Fou Harlin napisał :
« Szczyt Fou płynie w obłokach i pierzaste cumulusy gromadzą się wokół nas przypominając chwile spędzone za sterami samolotu. Prawie można ich dotknąć i być wśród nich, tych form jakby wyrzeźbionych, które bez przerwy zmieniają kształty ironizując naszego Fou.
Południowa ściana Fou jest prawdopodobnie najtrudniejszą wspinaczką Alp zachodnich, lecz nie można jej porównać z plynącą ścianą mgieł, której szczeliny i kominy z przeźroczystego kryształu będą dla nas zawsze niedostępne. »
Harlin nie miał szczęścia gdyż po wielu próbach na direttissimie Eigeru w marcu 1966 roku pękła poręczówka na wysokości Trawersu Bogów, tuż przed stanowiskiem i na moment Harlin odczuwa dziwny luz na linie. Zauważa nić Ariadny, a raczej jej koniec… Niesamowite przyspieszenie i gwałtownie lądowanie na Trzecim Polu Lodowym… Przeznaczenie staje się wreszcie tak oczywiste jak zwykła relacja ze wspinaczki. Po Fou Harlin wymyśił Kryształowe Góry. Tą ostatnią w jego przypadku okazał się Eiger.
Eiger :1. Mucha, 2. Pająk, 3. Drugie pole lodowe, 4. Trawers Hinterstoissera, 5. Trudna szczelina, 6. Rysy wyjściowe, 7. Trawers Bogów, 8. Rampa, 9. Biwak Śmierci, 10. Pierwsze spiętrzenie © Visual Impact Suisse i Claude Gardien (topo)
Czy idąc na Mont Blanc du Tacul Wawrzyniec Żuławski myślał , tak jak Harlin, o Kryształowych Górach ? Być może, przecież jego ojciec już dawno myślał o Srebrnym Globie. Jeśli nie to myśę, że John i Wawrzyniec znaleźliby wspólny język. Poza tym byli świetnymi organizatorami.
O Kryształowych Górach wspomniał Jan Brzechwa pisząc w Taterniku wspomnienie o swym ulubionym Wawrzyńcu :
« W pewien sposób gotów jestem nawet wyznać, że nigdy nie myślę o nim jako o zmarłym. Wyobrażam go sobie raczej zamkniętego – tak jak to opowiada nasza bajka – w kryształowej bryle lodu, z której wyzwoli go proste zaklęcie. Wtedy znowu go spotkam na Mochnackiego, gdzie obaj mieszkaliśmy, i usłyszę, tak jak słyszałem zazwyczaj ; Pracowałem do późnej nocy, a teraz lecę na posiedzenie do ZAIKS, potem mam zarząd Klubu Wysokogórskiego...
[…] Żal mi, że nigdy nie doznałem wzruszeń, zrodzonych przez obcowanie z górami. Żal mi Wawrzyńca. »
Czy poznamy kiedyś to zaklęcie ? Może mamy tutaj do czynienia z francuską wersją legendy o śpiących rycerzach ? Kto wie ? Może Jan Brzechwa miał rację ?